Zacznę od tego co oczywiste: w miłości zawsze cenna jest przyjaźń.
Dlatego dzisiaj chciałabym Wam przedstawić Kingę i Maćka. Best friends. Znamy się od zamierzchłych czasów studiów, kiedy to wspólnie spotykaliśmy się na zajęciach w laboratorium. Wtedy jeszcze nikt z nas nie przypuszczał, że kiedykolwiek będziemy razem coś organizować. Co dopiero celebrować ich własny ślub! Byliśmy znajomymi z jednego roku, dlatego śmiało mogę powiedzieć, że już od kilku lat, obserwowałam ich odwzajemniane uśmiechy, krótkie i dłuższe spojrzenia, wspólnie zjadane drożdżówki na pierwsze śniadanie i kłótnie. Żartuję, ta para, nie kłóciła się wcale. 😀
Współpracę rozpoczęliśmy od zwykłej rozmowy. Tak naprawdę nie była to jeszcze praca, a życzliwa, koleżeńska pomoc.
Maciej i Kinga mieszkali w Szwajcarii, przez co organizacja przyjęcia była dla nich o wiele większym wyzwaniem, wobec którego ja nie chciałam przejść obojętnie.
Ba, kocham to co robię i jeśli mogę to robić w taki sposób, że uszczęśliwiam przy tym siebie i innych, to jest to dla mnie najcenniejsza nagroda. W dodatku realizuję marzenia i wizje, tego najważniejszego dnia w czyimś życiu! Za każdym razem jest to dla mnie innego rodzaju przeżycie, emocjonalnie imponujących rozmiarów.
Kiedy zdecydowaliśmy się zorganizować przyjęcie wspólnie, koniecznym było porozumiewanie się na odległość. Zabawnym momentem był wybór papeterii, którego musieli dokonać na podstawie przesłanych zdjęć (wykonanych telefonem), przedstawiających minimalnie różnice w odcieniach papieru. Niestety ograniczenia nie pozwoliły nam na wysyłkę próbek. W czasach, gdy nic nie jest pewne, najprostsze z pozoru decyzje stawały się o wiele trudniejsze niż zwykle. Niesprzyjający był brak równowagi, ale i z nim sobie poradziliśmy poprzez opanowanie i dobre myśli, które nie opuszczały nas ani na chwilę!
Dużo też rozmawialiśmy o wszystkim, o tym jak uniknąć przepadających zaliczek, jak zastrzec umowy w przypadku trudności finansowych, jakie płatki róż na wietrze uniosą się wyżej, a nawet jakiej średnicy parasolkę zakupić, gdy ktoś tam na górze zapragnie się wzruszyć.
Byliśmy przygotowani i przekonani, że ten dzień będzie tym dniem. I był.
11 października 2020 roku okazał się być idealnym terminem. Romantyczna melodia przygrywających skrzypiec i składanej przysięgi sprawiły, że emocje piętrzyły się, a puls nienaturalnie przyspieszał nie tylko młodym, ich najbliższym, ale i mi. Mimo, że w tamtej chwili piękna kreacja i ciągnący się welon w subtelny i zmysłowy sposób podkreślały urodę panny młodej, to zdecydowanie pierwszy plan skradły ich szczere uśmiechy i bezgraniczna radość. To one nieubłaganie przyciągnęły wszystkie spojrzenia ich bliskich. Głośne brawa i huczne fanfary powiadomiły, że najważniejszy moment mamy już za sobą. Po przyjeździe na salę, przyozdobioną w idealnie dobrane krzesła, obrusy, papeterię oraz dodatki, dostrzegliśmy, że nabrała ona jeszcze piękniejszego blasku. Naszym zamysłem był efekt glamour, przez co oczywiście nie mogło zabraknąć „złota” jako motywu przewodniego tej uroczystości. Wpletliśmy zatem jego elementy w winietki, menu i nakrycia stołów, dzięki czemu spójnie wypełniły one całość, zabierając nas i gości w bajkową przestrzeń…